Kiedy spotkałam się z Anią na podpisaniu umowy, miałam wrażenie, że nadajemy na tych samych falach. Nic więc dziwnego, że podczas spotkania w dniu ślubu, czułam się bardziej wyluzowana i nie miałam oporów żeby zaproponować kilka niestandardowych rozwiązań. W mieszkaniu Ani i Huberta było dość ciemno a wiecie przecież, że ja lubię przestrzeń bo to daje nam wszystkim większy komfort :) Dlatego kiedy otwarcie powiedziałam o swoich obawach co do miejsca przygotowań, nagle Hubert pokazał mi idealne miejsce, w którym mógłby się ubierać. Razem z rodzicami ma wspólną pasję, nic więc dziwnego że wśród delegacji było Koło Łowieckie, a przy ceremonii zaślubin towarzyszył im sztandar. Wystrój na sali również pasował do całości. Piękne dodatki w kolorach zieleni i urocze spinki do mankietów. Uwielbiam detale :)
Z Anią i jej cudowną świadkową zaczerpnęłyśmy trochę świeżego powietrza i przygotowania zrobiliśmy w altanie przy domu :) Nie mogłam pominąć uwiecznienia przepięknej fryzury, którą zrobiła moja ulubiona i mega zdolna czarodziejka Werka.
Później zrobiliśmy first look w ogrodzie i przetransportowaliśmy się do klasztoru franciszkanów w Woźnikach. Fotograficzne cudo w środku lasu – uwaga tylko na nawigację bo nas poprowadziła przez jedną z tych dróg, której chce się raczej unikać :) Na szczęście w drodze powrotnej trzymaliśmy się już ludzi, którzy częściej tam bywają :)
Fajnie być tam trochę wcześniej i dać sobie chwilę wytchnienia we dwoje, szczególnie kiedy czeka się w środku przy biurze parafialnym. Jest tam przepiękny korytarz! Wystarczy poprosić Parę Młodą by stanęli trochę dalej w samotności i korzystali z tej chwili dla siebie. Nic więcej nie trzeba mówić, Ania i Hubert sami wytworzyli między sobą te piękne, naturalne emocje.
Sam klasztor w środku to jeden z ciemniejszych obiektów, w którym robiłam zdjęcia. Jednak od jakiegoś czasu już mnie to nie martwi i mogę się skupić na tym, co najważniejsze. Na historii, która właśnie na moich oczach się tworzy. Na reportażu i emocjach.
Sala weselna to biznes rodzinny, więc wszyscy starali się żeby ugościć nas na najwyższym poziomie :) Zwróćcie uwagę na cudowny sufit! :)
A później zaczęło się dziać to co zwykle – świetna zabawa, wygłupy ze znajomymi, zdjęcia rodzinne, atrakcje serwowane przez DJów i znajomych. Zimne ognie, które od wielu lat królują na ślubach :)
I nawet nie wiem kiedy, było po oczepinach :)
Pozostał nam tylko plener i wspominanie wesela :) Spotkaliśmy się w okolicach Wijewa – Brenna, bo zależało mi na ambonie porośniętej bluszczem, która kiedyś znajdowała się w okolicy, ale okazało się że została zburzona. Ech, pod koniec sesji entuzjazm nam opadł, tym bardziej że zaczęło robić się pochmurnie i zbierało się na burzę.. aż tu nagle zobaczyliśmy pole słoneczników, o których Ania marzyła i wyszły nam tam super zdjęcia! Plener uratowany! :)
A w ramach ciekawostki dodam tylko, że pod koniec pleneru Ania założyła swoją sukienkę z poprawin i dzięki temu urozmaiciłyśmy zdjęcia o kolejne kadry :)
Więc gdybyście moje drogie Panny Młode miały też na to ochotę, to nie ma problemu :)
Sala weselna: Restauracja Leśna
DJ - Dj to Dj& sax Rafał Franas
dekoracje - mama Huberta :)
makeup - Ewelina Skorupka
fryzura - Czarodziejskie Włosy Weronika Młynkowiak