Tego dnia nigdy nie zapomnę, choć momentami muszę przyznać, że nie wiedziałam gdzie jestem :) A to za sprawą leków. Okazało się że mam zapalenie obu uszu, ale przecież nie zostawię nikogo na ostatnią chwilę :) Leki, maseczka i adrenalina uratowały tego dnia sytuację :)
Przygotowania do ślubu były w domu rodzinnym Weroniki. Cieszę się, że co raz częściej odchodzą moje pary od standardów i robią na swoim ślubie wszystko naturalnie. Czyż nie fajniej kiedy bez niepotrzebnej presji i stresu ubieracie się sami? Weronika od początku mówiła, że Michał nie bardzo chce przygotowania i musi go bardzo do tego namawiać, ale tak sobie teraz myślę, że chyba się do mnie przekonał od razu, bo kompletnie nie odczułam, żeby się przy mnie krępował :) Swoją drogą, jeszcze nie widziałam żeby ktoś aż tak pięknie zareagował na swoją przyszłą małżonkę, kiedy zobaczył ją pierwszy raz w sukni ślubnej! Bardzo się cieszę, że mogłam być tego świadkiem.
Zawsze tłumaczę moim parom ślubnym, że ja tworzę reportaż a nie zdjęcia do katalogu. Dlatego tak bardzo walczę o to, by jak najwięcej działo się w tle. Lubię kiedy dużo ludzi krząta się po domu. To często też wsparcie dla pary młodej i rozładowanie stresu :) Tutaj jeszcze było cudowniej, bo w przygotowaniach brały udział też dzieci Weroniki i Michała ❤
Ceremonia w kościele była bardzo duchowa i rodzinna. Lecz tak jest zawsze kiedy ślubu udziela ksiądz Tomasz, który niestety już nie pełni służby w tej parafii. Szkoda, bo bardzo lubiłam Jego kazania. Nie miał sobie równych na imprezach rodzinnych...
Przy okazji ślubu odbył się również chrzest święty Janka, który z zaciekawieniem obserwował co robi ksiądz, a wręcz z zaangażowaniem celebrował ważną dla siebie chwilę :)
Od dawna nie wrzucam w Internet zdjęć z przyjęcia komunii świętej na ślubie, tak samo jak z błogosławieństwa rodziców, dlatego że uważam, że są to bardzo osobiste momenty. Lecz tu za zgodą Weroniki wrzucam, bo ten moment był wyjątkowy, jak cała ceremonia tego dnia. Miałam wrażenie, że ktoś tam nad nimi czuwał. Przez okna wpadały promienie słońca, które świeciły wprost na nich. Kościół cały był zaciemniony i w samym środku Oni ❤ Moja już w tym rola, żeby wydobyć z tego światła jak najwięcej ❤ i są to naprawdę trudne warunki do zdjęć, tym bardziej jestem dumna z efektu ❤
Cały ślub był dla mnie fajnym wyzwaniem. Na szczęście mogłam być spokojna o warunki na sali, bo jak to wszędzie powtarzam - Stara Mleczarnia to jedna z ulubionych moich sali weselnych. A i DJ był już sprawdzony, bo ostatnio często się spotykamy, więc coraz fajniej nam się razem współpracuje, bo wiemy czego możemy od siebie oczekiwać :) Do tego mieliśmy wymarzoną pogodę! Chociaż trochę wiało to świeciło nam piękne październikowe słońce, które sprawia, że tzw. złota godzina, o której tak marzą fotografowie, trwała wiele godzin a nie tylko pół godziny przed zachodem słońca :)
A zachód... był tak piękny tego dnia, że całe moje chorobowe zmartwienia na chwilę odeszły, bo wtedy już wiedziałam, że będzie z tego dnia piękna pamiątka ślubna ❤